poniedziałek, 27 czerwca 2011

PODZIEMIA LUDZKIEJ GŁUPOTY

     Początki XXI wieku  w Zambrowie to czas stosunkowo świeży, jednak ja, pochłonięty wieloma sprawami, których azymut wyznaczły mi zajęcia natury egzystencjalno - życiowo - muzycznej,  zupełnie straciłem z oczu to co dzieje się w moim bezpośrednim otoczeniu. Praca w tygodniu, weekendowe trasy z ZXRX lub APRIL wciągały  mnie wtedy zbyt mocno. Nie mogłem więc zauważyć fali nowych gniewnych, którzy jak ich poprzednicy za narzędzie do artykułowania rozterek młodości wybrali PUNK ROCK.  Właśnie wtedy kolejne pokolenie żywo dyskutowało o tym i owym po czym chwytało za gitary i  zaczynało krzyczeć do mikrofonu.
     Mniej więcej tak od wielu lat w tym mieście rodziły się zespoły. Początek nowego wieku przyniósł ich tu całkiem sporo. W Zambrowie pojawili się: DAISY, THE END OF NATIONAL STATE, DIRTY ROAD, TRISTAN DA CUNHA wspominane już ZERO BUNTU, BALCERKY, POKOJOWO NASTAWIENI, AROUND THE WORLD, INVALID HOPE czy PODZIEMIA LUDZKIEJ GŁUPOTY.
Garść wspomnień o tych ostatnich widziane oczyma Alberta Krajewskiego (przyjaciela zespołu) oraz Kamila Kuleszczyka - basisty PLG przedstawiam niniejszym :).



Prolog czyli "Księży lasek"


"Odkąd sięgam pamięcią zambrowski Księży Lasek skupiał podejrzanych osobników ubierających się na czarno, noszących długie włosy i słuchających muzyki satanistycznej. Wokół miejsca krążyły oczywiście niesamowite historie o satanistycznych rytuałach, orgiach i braniu narkotyków. Kiedy już tam trafiłem i poznałem ludzi koczujących na ławkach bez zważania na warunki atmosferyczne, okazało się, że oczywiście wszystko wymija się totalnie z przekazami ludowymi, jakie krążą po mieście. Park odegrał bardzo ważną rolę w kształtowaniu zambrowskiej niezależnej sceny muzycznej, bo to tutaj spotkało się wielu ludzi o podobnych poglądach, chcących coś zmienić w tym smutnym mieście. Drogi młodych przecinały się z drogami starszych, którzy już kiedyś mieli styczność z instrumentami i udowadniali, że można i trzeba grać. Tutaj też zachodziły bardzo istotne wymiany kasetami, a później płytami z muzyką, tutaj kształtowała się świadomość i poglądy. Prawdopodobnie dzięki Księżemu Laskowi zespół Invalid Hope nie wyglądałby tak jak wyglądał w końcowej fazie, bo nigdy ani ja, ani Radek Skorowski nie poznalibyśmy Piotrka Morawskiego." (Albert)




Podziemia Ludzkiej Głupoty oczami Alberta.

"Przyznam szczerze, że tamten okres pamiętam jak przez mgłę, wtedy jeszcze jakikolwiek instrument był mi zupełnie obcy, a sam miałem zaledwie 13 lat. Zespół Podziemia Ludzkiej Głupoty wspominam jednak, jako coś bardzo istotnego w moim życiu, bo cholernie imponowało mi, że starsi grali na instrumentach. W moich oczach był to szczyt artyzmu. Miałem świetną okazję, żeby posłuchać muzyki na żywo, na próbie, przyjrzeć się procesowi twórczemu, a niestety w naszym mieście koncertów w tamtych czasach było jak na lekarstwo.

Nie byłem w stanie odtworzyć historii w inny sposób, jak posiłkując się pewnymi starymi zapiskami. Ja i Radek Skorowski znaliśmy się od pieluchy, z racji że mieszkaliśmy po sąsiedzku na jednym osiedlu. Radek od małego miał styczność z gitarą, jako że jego brat (Artur Skorowski) grał na elektrycznej. Pamiętam, że była dla mnie szalenie czaderska, bo powyklejana najróżniejszymi naklejkami kapel i miała w sobie jakiś magnetyzm. Prawdopodobnie, żeby nie ta gitara, Radek mógłby nie sięgnąć po instrumenty, a tak miał okazję, żeby ćwiczyć na niej po kryjomu, gdy brata nie było w domu.




Albert - lipiec 2011 r.


Nie pamiętam, jak wszedł w posiadanie perkusji, ale pamiętam doskonale, że był to sprzęt w fatalnym stanie, a sam Radek grał na połamanych pałkach, bo nigdy nikt nie miał kasy na takie rzeczy. W czerwcu 2003 roku Radek razem z kolegą, Michałem Moczulskim postanowili, że zaczną coś tworzyć. Sierpień przyniósł nowego członka. Kamil Kuleszczyk kupił gitarę basową za zaporowe wtedy dla mnie 500zł. Nie pamiętam jak i czym się wtedy nagłaśniał, ale praktycznie z marszu przyszedł na próbę i kazano mu grać. Wtedy już o ile mnie pamięć nie myli odbywały się w salce w Miejskim Gimnazjum Nr. 1, użyczonej dzięki uprzejmości orkiestry Pana Witkowskiego. Dość niespodziewanie brat Kamila podsunął im swojego kolegę Marcina „Łysego”, który jak się okazało pisał teksty i nagrywał je do muzyki, którą składał na komputerze. Nie było wtedy nikogo, kto tak poważnie podchodziłby do tematu bycia wokalistą, więc Marcin bez zbędnych castingów z wrześniem 2003 dołączył do zespołu i tak wykrystalizował się skład zespołu, w którym chłopaki grali do samego końca. Znowu nie wiem skąd wziął się sprzęt, którym nagłaśniał się „Łysy”. Znaczna większość rekwizytów potrzebnych do założenia zespołu po prostu pojawiała się z zapotrzebowania i wielkiej chęci stworzenia czegoś samemu. Już wtedy MOK nie udostępniał instrumentów i niestety musieliśmy kombinować jak się dało.
Wydaje mi się, że prawie wszystkie nagrywki, których dokonywałem na jakimś radzieckim „jamniku”, który sprezentowała mi ciotka zachowały się. Zespół dorobił się czterech garażowo nagranych numerów. Nie pamiętam ile tak naprawdę koncertów zagrali, wydaje mi się, że więcej niż jeden. Pamiętam doskonale, że zagrali na WOŚP, prawdopodobnie było to rok 2004 w Sali gimnastycznej Miejskiego Gimnazjum Nr.1 . Publiczność dość zaszokowali muzyką, jaką przedstawili. Wryło mi się w pamięć to kuriozalne show, kiedy z pierwszymi dźwiękami co najmniej dwie trzecie sali panicznie rzuciło się do wyjścia. Dlaczego się rozpadli nie wiem, nie pamiętam, ale trzon zespołu jakim był Radek i Kamil nie porzucił muzykowania i momentalnie sformowali nowy skład. Na dłużej, którego historia przeciągnęła się praktycznie do 2009 roku." (Albert)



Moje spojrzenie na podziemie,
czyli jesteśmy chorymi ludźmi
- Kamil -



„Wszyscy jesteśmy chorzy” - tak brzmiał nasz pierwszy kawałek, muszę przyznać, że było w tym nieco prawdy, każdy z nas był chory na swój sposób. Sięgając pamięcią wstecz wydaje mi się, że początek miał miejsce dużo wcześniej, zanim odbyła się pierwsza „próba” zespołu. To były czasy gimnazjum, gdzie trójka z nas trafiła do jednej klasy. Połączyła nas miłość do muzyki i marzenie o założeniu garażowej kapeli.
Trzy lata później entuzjazm nie opadł, wręcz odwrotnie, słowa zaczęły zamieniać się w czyny. Morcz po zakupie gitary zaczął uczęszczać na coś w stylu ogniska muzycznego (nie jestem pewien), pogrywali nieco ze Skorosiem. Za jakiś czas przyszli do mnie i oznajmili, że muszę kupić sobie bas i założymy kapelę. Od tamtej pory historia potoczyła się bardzo szybko. Oczywiście mało istotny był fakt, że nigdy w życiu nie grałem na gitarze, ale wówczas nie był to dla nas problem. Szybko dogadaliśmy się z przyszłym wokalistą- Łysym, który to chodził z moim bratem do jednej klasy w ogólniaku i tak to od zakupu mojego pierwszego w życiu instrumentu do pierwszego spotkania nie minęło więcej niż dwa tygodnie. Jak można się domyślić, gra na gitarze okazała się trudniejsza niż przypuszczałem, ale jak to mawiają, dla chcącego nic trudnego. Na początku podłączaliśmy się do wszystkiego, co mogło wydawać z siebie jakiś dźwięk. Pamiętam, że mój pierwszy wzmacniacz kosztował mnie 50 zł, w zasadzie to była jedyna jego zaleta. Przez pierwszy okres mieliśmy próby z Gimnazjum, w sali Młodzieżowej Orkiestry Dętej, gdzie przygarnął nas kapelmistrz tejże orkiestry Pan Witkowski, za co chyba będziemy mu dozgonnie wdzięczni. O ile dobrze pamiętam, to w tamtym okresie zagraliśmy na zambrowskim finale WOŚP. Do dziś pamiętam reakcję publiczności, gdy zaczęliśmy grać. Mimo wszystko bardzo miło to wspominam, jak na nasz sceniczny debiut to było bardzo sympatycznie, a do dziś śmiejemy się z tego obrazka gdzie 2/3 publiczności opuszcza w pośpiechu trybuny. Zostali Ci, którzy chcieli nas posłuchać, zobaczyć, to było bardzo miłe. Następnym etapem była przeprowadzka do nowej sali prób. Zaczęliśmy grać w starym magazynie moich rodziców, jak na tamte czasy było to idealne miejsce dla nas. Jak się później okazało było to również miejsce gdzie powstawały inne ciekawe projekty muzyczne. To była już inna bajka, po przeprowadzce byliśmy już w pełni niezależni sprzętowo. Wraz z Morczem kupiliśmy sobie cuda komunistycznej techniki, czyli Gran Eltrony, jak na tamte czasy, gdzie allegro nie było jeszcze tak popularne, o ile w ogóle istniało, był to świetny interes. Niestety zanim na dobre zaczęliśmy szybko musieliśmy się rozstać. Powód? Inne spojrzenie na przyszłość, Majkel i Łysy chcieli pójść w stronę rocka, a ja ze Skorosiem byliśmy zakochani w punk- rockowym undergroundzie, co zaowocowało kolejnymi projektami, krótkim acz ciekawym Around the World (z Anką Laszuk na gitarze), a później długo wyczekiwanym Invalid Hope." (Kamil)



PODZIEMIA LUDZKIEJ GŁUPOTY 
 działał około roku  (2003- 2004)
Zespół tworzyli:

Michał „Morcz” Moczulski – gitara elektryczna
Kamil Kuleszczyk – gitara basowa
Marcin „Łysy” Szelągowski – wokal
Radosław Skorowski - perkusja




PS. Zdjęcia parku j.Ap - grudzień 2011